Kalendarium

Kalendarz imprez

Historia

Wspomnienia byłych mieszkańców Gminy

"Zbąszynek w moich oczach"
(Wspomnienia, wypowiedzi i rozmowy spisane przez Renatę Stawińską)
٭٭٭
Opadają emocje, zacierają się fakty, tylko nostalgia z wiekiem nie słabnie...
٭٭٭
Pierwszy siniak na kolanie i wstydliwa reprymenda dyrektora szkoły. Młodość i pierwsze uniesienia miłosne. Kwiaty zerwane przez sztubaka na polanie obok budowy, złożone u stóp dziewczyny. Zawiązane przyjaźnie, nie skażone polityką ponadnarodowościowe i ponad wyznaniowe. Bo przecież w krainie dzieciństwa i kwiaty miały piękniejszą woń, trawa była bardziej zielona a ogrody dawały wytchnienie. Pierwsza praca w tworzeniu nowej osady dawała radość i spełnienie... Na krótko. Rozpętany przez III Rzeszę wojenny dramat przerwał nić marzeń i planów. Miliony pozbawił życia, zdrowia i przyszłości. Na długie lata, głęboko w sercu schowano obrazy z dzieciństwa i młodości. Z czasem zatarły się złe wspomnienia, tylko tęsknota powracała ze wzmożoną siłą. Jednak z tym jedynym miejscem, połączyła Ich nierozerwalna więź, będąca udziałem ludzi opuszczających rodzinne strony. Nie potrafili wyrzucić z pamięci bliskich sercu myśli. Dziś przyjeżdżają. W podeszłym wieku, często mocno schorowani. Chcą pokłonić się zmarłym, pojednać z żywymi, zwiedzić znajome mury. Póki starcza sil i zdrowia. Zbąszynecka społeczność przywykła już do pojawiających się cyklicznie grup niemieckich obywateli, przemierzających w zadumie ulice miasteczka. Już nie wzbudzają obaw i niepewności. Polacy zapraszają niemieckich pionierów do domów, w których niegdyś mieszkali. Częstują herbatą, pozwalają powspominać.
 
,,Tak trzeba - powiedział jeden z mieszkańców - o historii, nie można zapomnieć.
Uczyć się z jej kart mądrości - należy. W przyszłość jednak iść z otwartym sercem”.
 
Czasu nie można cofnąć, choć skrywanym marzeniem wielu jest aby zbudzić się ze snu, w którym wydarzenia po 1945 roku nie miały miejsca. Jednak rok 1945 to zaledwie ostatni, choć niewątpliwie bolesny, akt tragedii, która dotknęła narody świata, w tym naród polski szczególnie. Zakończyły się lata terroru i braku poszanowania ludzkiego życia. Nie da się cofnąć okrucieństw wojny, podobnie jak nie da się powrócić do ,,sielskiego życia w osadzie na pograniczu”. Akceptacja historycznych faktów, a jednocześnie, należny szacunek dla wspomnień innych ludzi, jest dobrą drogą ku przyszłości. Życiorysy byłych mieszkańców pozostają, tym samym integralną częścią historii miasta, którego zręby tworzyli. Jak mawiali, powstała z potrzeby czasu gmina, była dokumentem niemieckich działań, a nieustanny ład i porządek w niej panujący, traktowany był jak wizytówka pilności i pracowitości.
 
٭٭٭
Wspomnienia dodają życiu barw
 
W oczach dziecka, niczym w lustrze odbija się pasja, zainteresowanie i namiętność ojca, którego postawa życiowa, stała się wyznacznikiem dalszych losów syna. Joachim Veil, syn architekta, budowniczego Friedricha Veila, pełniącego obowiązki radcy kolei, zgodnie z wolą ojca również został architektem. Z perspektywy wykonywanego zawodu, ogrom pracy, jaką, wykonał ojciec, napawa Go uzasadnioną dumą. Zaangażowanie i poświęcenie się sprawom Nowego Zbąszynia, były życiowym celem Friedricha Veila. W działaniach na rzecz kolei oraz społeczności młodej gminy, bezgranicznego wparcia młodemu budowniczemu, dodawała żona Charlotta. Determinacja Friedricha oraz oddanie Charlotty, dostrzegane było przez współmieszkańców, dla których pionierska rodzina stanowiła wzór, godny naśladownictwa.
 
Wspomnienia z dzieciństwa Joachima, spędzonego w Nowym Zbąszyniu, odwołują się głównie do straży pożarnej. Ćwiczenia jednostek strażackich wywarły ogromne wrażenie na małym wówczas chłopcu. Przedwczesna śmierć ojca, któremu nie dane było doczekać końca budowy nowej osady, zburzyła spokój rodziny. W pamięci bliskich, przyjaciół i pracowników, pozostał wzorem ,,człowieka energicznego, obowiązkowego i dobrego”.
Po latach, Joachim, skonfrontował rodzinne opowieści i zasłyszane przeżycia, przybywając do miasteczka, które tworzył Jego ojciec. Przyjazd, pozwolił zrozumieć głęboką więź, łączącą ojca z tym miejscem oraz niespełnione marzenie matki, aby tu właśnie spocząć, u boku swego męża. Każdy pobyt w Zbąszynku jest wielkim przeżyciem dla dojrzałego mężczyzny. Z zawodu architekt, potrafi uchwycić piękno okolic, utrwalając je na wielu szkicach, rysunkach i obrazach. Na ręce obecnych mieszkańców złożył już wiele pamiątkowych prac i fotografii Zbąszynka. W czasie pobytu w 2003 roku, namalował widok kościółka św. Piotra i Pawła, który jeszcze tego samego dnia podarował społeczności gimnazjalnej.
 
٭٭٭
Heinz Hirschmann, mieszkał przy ulicy Kilińskiego (Bismarckstrasse), wspólnie z rodzeństwem, matką i ojcem pracownikiem kolei. Zajmowali mieszkanie z ogródkiem numer 31. Przywoływał z pamięci sceny rozgrywające się na placu zabaw, w końcu ogródków przydomowych. Ów plac już nie istnieje, ale dobrze zapamiętał drewnianą huśtawkę, która dostarczała tylu radości, ale i przykry incydent, jakich chłopcy doświadczali zapewne wiele. Beztroska zabawa zakończona boleśnie zranionym kolanem, które lekarz, urzędujący przy obecnym ,,Skwerze Kotkowiaka” musiał opatrzyć. Dworzec, jaki ujrzał w 1972 roku, różnił się od tego, jaki zapamiętał. Widok dziewcząt na ulicach, ubranych w spodnie, w niczym nie przypominał panien z okresu Jego młodości, odzianych w zwiewne sukienki lub spódniczki, w komplecie z bluzkami.
 
٭٭٭
Zdaniem Helene Friedrich, Nowy Zbąszyń, to miejsce gdzie spędziła najszczęśliwsze lata swego dzieciństwa. W czasie wojny, jako młoda osoba pełniła służbę na dworcu kolejowym. Również Jej wspomnieniom, jak wielu innym, wizerunek osady kojarzy się z miasteczkiem ogrodów. Zapamiętała przydomowe oazy zieleni, pięknie utrzymane, do perfekcji doglądane. Cudowny widok, podczas kwitnienia drzew owocowych, zapierał dech w piersi. Dostojne nasadzenia, w miarę jak rosły, dodawały miastu uroku i ciepła. Wiosna, w pełnej okazałości, budziła niekłamany podziw i niezapomniane wrażenie.
Helene, wraz z mężem przybyła do osady w grudniu 1927 roku. Wówczas wszystko znajdowało się jeszcze w budowie. Kładziono chodniki, sadzono żywopłoty. Okolica piękniała z każdą chwilą. Jeszcze do końca 1929 roku, msze święte odprawiano w baraku. Życie kulturalne skupiało się wokół sali gimnastycznej, gdzie odbywały się wszystkie imprezy, a która służyła również za salę taneczną dopóki nie powstał ,,Deutches Haus” (Niemiecki Dom), z hotelem. Prawdziwe uznanie budziła, niezwykle nowoczesna jak na owe czasy, cala szkoła, z zapleczem i pełnym wyposażeniem dla 10 klas. Dla nowo przybyłych nauczycielek, praca w takiej placówce była zaszczytem, jak wspominali po latach. Dla osadników, niezwykle ważkim wydarzeniem było uruchomienie dworca dla ruchu osobowego. Zyskali dzięki temu ,,połączenie z wielkim światem”. Aby móc podróżować koleją, już nie musieli udawać się na dworzec w Kosieczynie, co zdaniem Helene Friedrich było szczególnie uciążliwe zimą.
 
٭٭٭
Franz Mania był małym chłopcem, gdy rozpoczęto budowę Zbąszynka. Tu stawał się mężczyzną. Na Jego oczach, domy i ulice wypełniały się ludźmi, którzy tchnęli w nie życie. Na zawsze pokochał to miejsce. Zwykł mawiać, że miasto Jego młodości było i pozostanie ukochane, ale obecne, dodatkowo jest jeszcze piękne.
 
"Mój związek ze Zbąszynkiem jest bardzo silny i trwały.
Mieszkałem w domu przy ulicy Kilińskiego.
Tu poznałem kobietę swego życia.
Jestem ojcem chrzestnym pierwszego, polskiego obywatela miasta."
 
Urodził się w 1920 roku, na Bolewinach, przysiółku w obrębie gminy Zbąszynek. Uczęszczał do szkoły powszechnej, gdzie obecnie mieści się I Gimnazjum. Następnie uczył się zawodu kowala. Terminował u rzemieślnika w pobliskim Kosieczynie, w kuźni, która po latach stała się eksponatem muzeum w Ochli. W czasie wojny, pracował na kolei jako maszynista. Od 7 maja 1942 roku, mieszkał w domu nr 38 przy ulicy Kilińskiego. Był jednym z nielicznych katolików, zamieszkujących ówczesny Neu Bentschen. Od 1972 roku jest aktywnym koordynatorem ,,Spotkań Po Latach”, umożliwiających byłym mieszkańcom ponowne odwiedzenie miejsc z lat młodości.
 
٭٭٭
Minęły bolesne i tragiczne lata wojny
 
"Wracałem z rosyjskiej niewoli. Przez okna pociągu zobaczyłem znajomy i bliski sercu widok. Łzy same płynęły po policzku. Przejeżdżaliśmy przez Neu Bentschetn - polski Zbąszynek. Działania wojenne szczęśliwie oszczędziły osadę. Wszystko wydawało się niezmienione... Nie mogłem jednak wysiąść i odwiedzić miasteczka swej młodości. Osiedliłem się w Nauen, 30 kilometrów od Berlina, w radzieckiej strefie dominacji. Po wojnie również pracowałem na kolei. Jako maszynista, obsługiwałem pociągi jadące do Polski. Po pracy hodowałem kury i gołębie pocztowe."
Lata pięćdziesiąte - pierwszy raz od wojny "Wracając z poznańskiej wystawy drobiu, postanowiłem odwiedzić znajomego, pana Winke, który mieszkał przy małym kościółku, pod wezwaniem św. Piotra i Pawła. Ze wzruszeniem spoglądałem na domy, ulice. Przyglądałem się zachodzącym zmianom. Pod koniec lat sześćdziesiątych, napisała do mnie córka pana Winke, że nie opodal nich zamieszkał mój chrześniak, Edward Bok.
"Wśród Polaków żyłem i mieszkałem od urodzenia. Wszyscy też wiedzieli, że jestem katolikiem. Edward urodził się siódmego września w Zbąszynku. Miał matkę chrzestną, ale brakowało ojca. Przyszła do mnie, po sąsiedzku akuszerka, pani Kilman. Przedstawiła sytuację i zgodziłem się bez wahania. Chrzest odbył się 10 września 1939 roku. Rozdzieliła nas wojenna zawierucha. Matka dziecka, Agnieszka powróciła do Strzyżewa, a mnie wkrótce wysłano na front wschodni. Gdy spotkaliśmy się po trzydziestu latach, Edward nadal przechowywał pamiątkę chrztu ode mnie! Takich więzi nie można zerwać mimo, że połączył nas przypadek. Od tamtej pory odwiedzaliśmy się bardzo często. Ja organizowałem wycieczki dla dawnych mieszkańców Zbąszynka, rozsianych po terenie całych Niemiec. Nawiązaliśmy też kontakt z Janem Mazurem, który z ramienia Urzędu Miejskiego, zawsze opiekował się naszą grupą, organizował pobyt, zwiedzanie i spotkania z obecnymi mieszkańcami. Okazano nam wiele ciepła. Mogliśmy odwiedzać miejsca nam bliskie. Uczestniczyliśmy w uroczystości odsłonięcia obelisku Friedricha Veila, budowniczego i architekta osady. Posadziliśmy wspólnie z władzami miasta, symboliczne drzewka przyjaźni. W 2003 roku odsłoniliśmy tablicę pamiątkową przy nowo powstałym w pobliżu I Gimnazjum Skwerze wspomnień. Pobyt w gimnazjum jest dla nas zawsze ogromnym wzruszeniem. W jego murach zdobywaliśmy wiedzę, pierwsze doświadczenia, zawiązywały się przyjaźnie a nawet miłości na całe życie. Dyrekcja szkoły, grono pedagogiczne i uczniowie, obdarowali nas tytułem Honorowego Gimnazjalisty, który przyjęliśmy z nie małą radością."
 
٭٭٭
 Zbąszynek, dawniej i dziś
 
"Z każdą wizytą pięknieje miasto i okolica. Każdy z nas zapamiętał jednak inne szczegóły ze swego dawnego życia. W Kosieczynie nie ma już kuźni, w której uczyłem się kowalstwa, ale obrotnica do przestawiania parowozów na kolei, nadal funkcjonuje w tym samym miejscu. Nie ma piekarni przy ulicy Wojska Polskiego z ciepłymi bułkami. W miejscu gdzie stała stacja paliw, jest sklep. W dawnym Domu Niemieckim, gdzie mieścił się hotel, dziś funkcjonuje ośrodek kultury. Kościół parafialny, do 1945 roku był świątynią ewangelicką, z domem parafialnym, gminnym domem opieki z salą zebrań. Przez lata dokonano w nim wiele zmian i przeróbek. Zawsze jednak, w czasie naszych wizyt, uczestniczymy we wspólnej mszy świętej. Tych zmian jest więc bardzo wiele. To jest naturalne i konieczne. Miasteczko się rozbudowuje i rozrasta. W 1939 roku osada liczyła zaledwie 2200 mieszkańców, dziś jest ich ponad 5000. Niektóre rzeczy pozostają niezmienione. Wtedy, przed każdym niemal nowym budynkiem, tworzono ogródki przydomowe. Podobnie dziś, posesje zdobią piękne rabaty, drzewa i krzewy zielone. Jest czysto i schludnie. Widać, że jak my przed laty, tak i teraz, mieszkańcy kochają swoje miasteczko."
 
٭٭٭
NEU BENTSCHEN 1929 / ZBĄSZYNEK 2003
 
"Neu Bentschen, dzisiaj Zbąszynek: miejsce, w którym spędziłem pierwsze 4 lata mojego życia, o którym nie mam żadnych osobistych wspomnień. Jedynie ćwiczenia Ochotniczej Straży Pożarnej na wiosnę 1929, przed nowym budynkiem szkoły, pozostało w mojej pamięci tylko jako wrażenie. Musiałem je oglądać będąc na ramionach mojego ojca, krótko przed jego niespodziewaną śmiercią. Jednakże Zbąszynek stał się dla mnie pojęciem: często oglądałem razem z moją mamą i moim bratem wiele zdjęć w albumie i słuchałem opowiadań, jak to nasz ojciec przejął zadanie założenia nowego dworca i przyległych budynków, które wypełniał do swojej śmierci. Jednakże album w międzyczasie rozsypał się na wiele pojedynczych kartek. Niektóre zdjęcia zagubiły się lub wyblakły. Tak jak wyblakły wspomnienia, ponieważ z biegiem lat opowieści o szczęśliwych latach naszych rodziców były coraz rzadsze, być może dlatego, że jako chłopcy mieliśmy inne zainteresowania. Jedna myśl jednak pozostała: tak, jak mój ojciec chciałem dla innych ludzi budować mieszkania i warsztaty pracy. Książki mojego ojca o europejskim budownictwie stały się dla mnie ważną lekturą i zadecydowały o moim dalszym życiu. Miejscowości, jak Neu Bentschen z ich jednolitym układem dla zleceniodawcy nie było mi dane planować ani budować, jednakże niektóre budynki, a później wiele planów nowych zabudowań na południu Niemiec znalazło na moim stole kreślarskim swój kształt. Styl architektury zmienił się, wyraźna i celowa architektura budynków w Neu Bentschen była dla mnie zawsze decydująca.
Przez jednego ze strażaków, który uczestniczył w wyżej wymienionym ćwiczeniu w 1929, zostałem zaproszony na spotkanie byłych mieszkańców tej miejscowości. Nie mogłem tego pojąć, że tam wspominano mojego ojca.
Koniec wojny narzucił budzące niepokój pytanie, co stało się z dziełem życia naszego ojca? Doszła do nas plotka, że o dworzec i osadę wytrwale walczono i wszystko zostało zniszczone. Z taką opinią zmarła nasza matka w 1964 roku. Tym bardziej radosna była wiadomość, że miejscowość pozostała prawie nie tknięta. I gdy nadarzyła się okazja do odwiedzin, wykorzystałem ją w 1981 roku. Bez znajomości języka polskiego, odwiedziny te były bolesnym spotkaniem.
Teraz mogłem, już poraz trzeci brać udział w wizycie byłych mieszkańców miejscowości w Zbąszynku i jestem z tego powodu szczęśliwy, że dzieło mojego ojca jest zachowane i rozwinęło się. Miejscowość żyje i jest dla wielu ludzi miastem rodzinnym. Nowym miastem rodzinnym, gdyż obecni mieszkańcy zakorzenieni zostali w nowe miejsce do życia i pracy. Jest jednak wiadome, że ci ludzie osiedlili się tu i czują się tu jak w domu. Chęć zaangażowania się w przeobrażenie kościoła lub troska, z jaką wykonano ulice i drogi, to i wiele innych rzeczy pokazują, że mieszkańcy Zbąszynka czują się ze swoją wspólnotą związani. Jak również to żywe, wspólne życie dla poczucia wspólnoty może służyć jako przykład.
Spotkania z uczniami Gimnazjum: tyle zainteresowania historią miejscowości, językiem niemieckim i wolą dla przyszłości w jednej nowej Europie! To jest dla nas, odwiedzających po prostu imponujące. Tym sposobem ponownie poraz kolejny powróciłem do miejsca mojego krótkiego dzieciństwa i mam nadzieję, w przyszłości, jeśli zdrowie dopisze, tu powrócić. Piękniej nie mogłem sobie wyobrazić powrotu po tylu latach." Joachim Veil Stuttgart
 
٭٭٭

Lokalna TV

ZTVi Zbąszynek

Miasta partnerskie

  • Herb miasta partnerskiego - Zbąszyń
  • Herb miasta partnerskiego - Bedum
  • Herb miasta partnerskiego - Peitz

Jednostki organizacyjne

Kontakt

   68 38 49 140
   Urząd Miejski w Zbąszynku ul. Rynek 1 
         66-210 Zbąszynek
 
  

 
Logo: e-line Systemy Internetowe - wykonawca serwisu internetowego